ZAPOMNIJCIE, żE PICK-UP TO TYLKO Wół ROBOCZY. NOWY AMAROK łAMIE POWTARZANY STEREOTYP

Jeśli samochód służy ci tylko do przemieszczania się z punktu A do punktu B, to prawdopodobnie... ten tekst nie jest dla ciebie. Volkswagen Amarok wpisuje się w jedną z moich ulubionych myśli w motoryzacji, że auto ma kusić do czegoś więcej niż tylko pokonywania kilometrów.

Pierwszy Amarok pojawił się na rynku prawie 15 lat temu. Już wtedy łączył cechy samochodu do zadań specjalnych z czymś bardziej "zwykłym". I co ważne, zapracował sobie na opinię solidnego pickupa. Potem była odświeżona wersja po facelifcie – przeczytacie o niej w naTemat. Najnowsza odsłona tego modelu to efekt współpracy z Fordem, ale na pewno nie na zasadzie kopiuj-wklej.

Pierwsze wrażenie? Amarok to nadal auto ze swoim charakterystycznym designem. Względem poprzednika wydłużyło się do 5,35 m, zwiększył się też rozstaw osi – do 3,27 m. Minimalnie zmalała za to szerokość i wysokość, więc wcale nie sprawia wrażenia bardziej "napakowanego". Nowy projekt przełożył się na większą ładowność na tylnej pace – do 1045 kg. Fabrycznie montowany jest też hak holowniczy.

Żeby już do końca rozprawić się ze stylistyką, zajrzyjmy od razu do środka. Volkswagen chwali się, że Amarok to pick-up premium, więc zacząłem macać wszystkie elementy wnętrza. I tu duże zaskoczenie, bo skórzane czy po prostu miękkie wstawki dają poczucie, że w ogóle nie mamy do czynienia z pojazdem przeznaczonym głównie do pracy. Potrzeba jednak dłuższego testu, żeby sprawdzić, jak to wszystko trzyma się kupy.

W volkswagenie zadbano o wygodną pozycję przednich foteli, przyzwoicie jest także na tylnej kanapie. Kierowca na środku deski rozdzielczej ma dostępny duży pionowy ekran – to akurat element przejęty od Forda.

Działanie całego systemu się sprawdza, chociaż wygląda nieco archaicznie. Większym problemem jest jednak to, że kluczowe funkcje skupiają się wyłącznie na wspomnianym już 12-calowym ekranie. Jest kilka fizycznych przycisków, ale w wozie nastawionym na praktyczność chciałbym mieć ich pod ręką nieco więcej, bo wciąż wygrywają z "dotykiem" w kwestii użyteczności.

Przymykam na to oko, bo w volkswagenach podoba mi się choćby wirtualny kokpit, który sensownie pokazuje kluczowe dane i nie nadwyręża uwagi w czasie jazdy. A wisienką na torcie w tym przypadku jest nagłośnienie Harman Kardon.

Pod maską w nowym volkswagenie nadal znajdziemy duży silnik – trzylitrowego diesla V6 o mocy 240 KM i momencie obrotowym 600 Nm. Do tego mamy 10-stopniową skrzynię biegów od Forda. W poprzednim Amaroku montowano 8-stopniową przekładnię.

Osiągi? Bardzo przyzwoite, jak na auto, po którym raczej nie będziemy spodziewać się porywających startów i przyspieszenia. Niecałe 9 sekund do setki to jednak wynik bardziej niż zadowalający. Auto chętnie reaguje na docisk pedału gazu, co w pickupie nie jest przecież takie oczywiste.

Nowy Amarok w terenie to podrasowana przez inżynierów bestia. Na pokładzie znalazło się ponad 25 różnych systemów wspomagających. Już chyba sami rozumiecie, że określenie "wół roboczy" byłoby tu bardzo nie na miejscu.

W nowej odsłonie tego volkswagena zwiększyła się głębokość brodzenia – aż do 80 cm. Poprawiono też kąty natarcia, rampowy i zejścia, które teraz wynoszą odpowiednio: 30, 21 i 23 stopnie. Napęd w terenie może być bardzo wszechstronny – mamy do wyboru konkretne opcje np. na śnieg błoto czy piasek. Jest też reduktor, którego w poprzedniej wersji brakowało czy blokada tylnego dyferencjału.

Wyjechaliśmy na specjalnie przygotowaną terenową trasę na Autodromie 4x4 i szybko okazało się, że Amarok oprócz dużego potencjału, może kierowcę... prowadzić za rękę. Dzięki asystującym funkcjom auto potrafi samo kontrolować zjazdy ze stromego zbocza. Nie trzeba wtedy nerwowo hamować, bo samochód całą robotę wykona za nas. Volkswagen nie skapituluje nawet w sytuacji, kiedy przyczepność będzie miało tylko jedno koło.

Patrząc bardziej ogólnie, na ciasnych leśnych zakrętach momentami czuć było rozmiary Amaroka. Pomocny był jednak system kamer 360 stopni, który pozwala obserwować całe otoczenie. Przy ostrych podjazdach zadarty dziób auta zasłania pole widzenia, ale wtedy na ekranie łatwiej zauważymy ewentualną przeszkodę.

Krótki offroad oceniam 10/10, bo też nie miałem powodów, by przeczepić się do czegoś nawet na siłę. Przygotowane dla nas przeszkody miało sporo wspólnego z realną trasą, po której musielibyśmy przewieźć np. sprzęt do leśniczówki. Amarok w takich warunkach czuje się jak ryba w wodzie.

Tyle że mamy też drugą twarz tego samochodu – kiedy wyjeżdżamy pojeździć nim po normalnych drogach. Wtedy naprawdę można poczuć się królem szosy i trudno wtopić się w otoczenie. Amarokiem da się jeździć dynamicznie i bardzo wygodnie. Zawieszenie nawet podczas offroadu tłumiło potężne nierówności. Na zwykłych polnych drogach pozwala dosłownie "przepływać" po napotkanych dziurach.

Mam wrażenie, że Amarokiem da się komfortowo podróżować nawet na dłuższym dystansie. To nie tylko auto do przewożenia palet z magazynu na budowę. Podepniecie przyczepę do haka i zaciągnięcie choćby łódkę nad jezioro. Zapakujecie sprzęt i uciekniecie na dłuższy wypad do domku w górach. Lista pomysłów na wykorzystanie tego pickupa może być długa.

Na razie nie podejmę się oceny spalania. W czasie pierwszych jazd w Polsce nastawiliśmy się na sprawdzenie użyteczności pojazdów, a na krótki drogowy test wyjechaliśmy chwilę po mocnym dociskaniu aut w terenie. Na dokładną ocenę zużycia paliwa przyjdzie jeszcze czas.

W ofercie są trzy wersje Amaroka skrojone pod konkretne potrzeby. Ta najbardziej podstawowa "Style" już jest nieźle wyposażona, m.in. w matrycowe reflektory LED, kamerę 360 stopni czy aktywny tempomat. Ceny tej konfiguracji startują od 229 tys. zł.

Dalej mamy opcję "PanAmericana" – bogatszą o kilka dodatków, nastawioną głównie na jazdę w terenie, w zestawie z oponami typu AT. To już wydatek minimum 249 tys. zł. No i jeszcze wersja "Aventura" – bardziej szosowa, z 21-calowymi felgami. Jej ceny zaczynają się od 269 tys. zł. A poniżej możecie przeklikać się do innych propozycji z tej półki, o których wcześniej pisaliśmy w naTemat.

Już jednodniowy test Amaroka rozpalił mój apetyt. Najchętniej uciekłbym nim z miasta na tydzień, by pojeździć w skrajnie różnym otoczeniu. I to chyba najlepsza reklama Amaroka – kojarzy się nie tylko z ciężką pracą, ale i przygodą. Można go kupić tak samo do codziennego użytku, jak i spełniania swoich pasji. I coś czuję, że w poprawionej odsłonie skusi wielu klientów.

Na koniec ciekawostka: klienci w Polsce lubią wybierać głównie auta z bogatszymi opcjami wyposażenia. Pytanie tylko, czy częściej sięgną po bardziej szosową, czy może mocno uterenowioną wersję Amaroka.

Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku oraz Instagramie.

2023-06-05T09:24:30Z dg43tfdfdgfd